Thursday, December 22, 2016

Akt II, scena III ostentacyjna

... Układ sceny pozostaje ten sam. Weronika z Marcelem siedzą z prawej strony na taboretach i rozmawiają, paląc papierosy. Po drugiej stronie weneckiego lustra obecna jest Terapeutka, skrępowana kaftanem bezpieczeństwa. Siedzi skulona w kącie i patrzy w publiczność, chociaż teoretycznie będąc po drugiej stronie weneckiego lustra, zgodnie z zasadą jego funkcjonowania - powinna widzieć lustro, swoje odbicie. Mimo to jej wzrok zza drugiej strony lustra weneckiego przeziera, spotyka się ze wzrokiem widowni -co w widowni powinno wywołać dreszcz podekscytowania oraz nastrój grozy i niesamowitości. Wokół Terapeutki porozrzucane są skórki z bananów. Weronika i Marcel z coraz mniejszym zainteresowaniem wpatrują się w Terapeutkę, ponieważ pochłonięci są rozmową...


Weronika: No i wyobraź sobie, że poszłam na tą randkę. To już druga randka była, więc obiecująco się zapowiadało...
Marcel: Aha... Z zainteresowaniem
Weronika: No i wyobraź sobie, że zaprosił mnie do siebie do domu, no to ja poszłam bo myślę sobie - czemu nie...
Marcel: No przecież...
Weronika: Ale i tak nic z tego nie będzie...
Marcel: Dlaczego? czemu?
Weronika: Bo mnie bardzo źle potraktował...
Marcel: Naprawdę?
Weronika: Tak.
Marcel: To co takiego zrobił, że tak cię źle potraktował?
Weronika: Patrz, nie masz wrażenia, że ona nas widzi jednak przez to lustro? Na te słowa Weroniki Terapeutka przybiera minę zniesmaczoną, wywraca oczami, kiwa przecząco głową, uśmiecha się cynicznie...
Marcel: A wiesz, że to nie wykluczone, choć teoretycznie niemożliwe... Faktycznie teraz zauważyłem, że się jakoś tak dziwnie jakby nam przyglądała... Ale może nam się zdaje... No, mów dalej. Co ten facet takiego zrobił, że cię tak źle potraktował?
Weronika: Raczej czego nie zrobił...
Marcel: To czego nie zrobił? Nie dobierał się co ciebie?
Weronika: A to, to tak, ale nie oto chodzi...
Marcel: To o co? Źle się dobierał?
Weronika: Nic mi do jedzenia nie zrobił! O to chodzi!
Marcel z przerażenia zakrywa twarz dłońmi a Terapeutka wybucha głośnym śmiechem zza weneckiego lustra, które powinno również być dźwiękoszczelne. Po chwili Marcel opanowuje emocje, przybiera minę zadumaną i stwierdza po namyśle:
Marcel: Zaraz, zaraz - przecież ty i tak nie jesz, więc w czym problem? Empatią się wykazał...
Weronika: Oburzona Jaką empatią?1 Co ty bredzisz?! Gdyby się mu zachciało empatią wykazywać, to wiedziałby, że ja lubię ostentacyjnie jedzenia odmawiać i na sam jego widok zdegustowaną minę przybierać. Jakby empatię posiadał, to by suto stół zastawił - a on? Myślał, że kilka kanapek sprawę załatwi.
Marcel: No tak, teraz wszystko rozumiem - bo ty lubisz ostentację adekwatnie okazywać... zapomniałem chichocząc.
Weronika: Jeszcze bardziej oburzona, staje i wymachuje Marcelowi papierosem przed nosem, chwiejąc się na butach na niebotycznie wysokim obcasie - ze złości Uważaj sobie - ty - nie dość, że proza ci się rozłazi, dramaturga udajesz, zarchaizowanymi zaimkami po głowie czytelników okładasz, to mnie jeszcze o ostentacji śmiesz pouczać - ty - uważaj, jak nie chcesz siły mojej ostentacji poznać. Zza weneckiego lustra rozlega się krzyk terapeutki "brawo!", która na stojąco prawdopodobnie oklaskami chciałaby solidarność z Weroniką okazać, ale nie może, bo ma kaftan założony. Weronika zwraca się do Terapeutki - Cicho tam! Terapeutka natychmiast się uspakaja i siada z powrotem w kącie.
Marcel: No już dobrze, dobrze, nie chciałem cię tak zdenerwować...
Weronika: nadal poirytowana, chodzi po scenie głośno stukając obcasami Oczywiście, że ostentacja musi być odpowiednio do sytuacji okazywana. Ostentacyjnie nie znoszę ostentacji - dlatego ten stół im bardziej suto zastawiony by był, tym lepiej dla ostentacji mojej, na smętny talerz kanapek - szkoda ostentacji mojej... w tym momencie przez scenę bardzo głośno, z wielkim warkotem, ostentacyjnie przejeżdża motocykl, trzykołowy albo jakiś inny - duży ma być w każdym razie  i robić mnóstwo hałasu oraz dymu. Kierowca wehikułu trzyma wielki transparent z napisem "ostentacja". Pauza. Po pauzie Marcel zszokowany wstaje z taboretu zdezorientowany się rozgląda, nie wie co powiedzieć. Terapeutka chichota siedząc w kącie swojej izolatki.
Terapeutka: nieśmiało A może by go tak na kozetkę? Marcel wpada w popłoch
Weronika: Tak! Na kozetkę z nim!
Chór: Na kozetkę! Na kozetkę! Na kozetkę! Marcel krzyczy, w tle słychać pierwsze takty http://www.youtube.com/watch?v=SYoH4yYmdSk&ob=av2e Kurtyna

No comments:

Post a Comment