Thursday, May 4, 2017

Akt II, scena II obserwacja

... Po odsłonięciu kurtyny układ sceny przedstawia się następująco -  ściana, na której w poprzedniej scenie znajdował się monitoring mózgu Terapeutki obecnie stanowi w całości lustro weneckie. Z boku sceny znajduje się szpitalne łóżko, rozścielone, w nieładzie, wokół łóżka i na nim - kabelki oraz kask, które przymocowane były do głowy Terapeutki w celu monitorowania jej mózgu (w poprzedniej scenie). I niczego więcej na scenie nie ma, poza Terapeutką, która obecna jest po drugiej stronie weneckiego lustra. Teraz muszę się skupić, żeby opisać scenerię po drugiej stronie weneckiego lustra. 

A jak wiadomo, skupienie przychodzi mi z trudem, bowiem rozkojarzony jestem skacząc ciągle po witrynach internetowych, jak ta małpa  - z gałęzi na gałąź w poszukiwaniu bananów (http://fragmenciki.blogspot.com/2011/09/to-be-online-or-not-to-be.html ). Pomieszczenie jest sterylnie czyste, każda ściana obita białymi poduszkami, łącznie z podłogą i sufitem. Perspektywa, w jakiej publiczność widzi pomieszczenie po drugiej stronie weneckiego lustra nasuwa jednoznaczne skojarzenie z izolatką, jakie znajdują się w szpitalach psychiatrycznych dla szczególnie groźnych pacjentów. Terapeutka skrępowana jest kaftanem bezpieczeństwa. 
Rzuca się, obija o ściany, przewraca, krzyczy, zupełnie jak osoba szalona, obłąkana. Czyli adekwatnie do miejsca, w którym się znajduje. Tylko, że nie wiadomo, czy osoba, która przeze mnie - roboczo - nazwana Terapeutką i taką też w poprzednich scenach dramatu spełniała rolę - jest - faktycznie - obłąkana. Tak się zachowuje - jak obłąkana, ale może jej zachowanie jest tylko aktem niezgody na sytuację, w której się znalazła? Tego nie wiemy, w każdym razie szamotanina Terapeutki trwa około kwadrans. Albo krócej. Na scenę prawą zakrystią wchodzi Weronika ubrana w czarną obcisłą krótka sukienką z długim rękawem, w butach na niebotycznie wysokim obcasie, w ciemnych olbrzymich okularach oraz z utapirowaną fryzura która przybiera kształt czarnego stogu siana.

Weronika: rozgląda się zdezorientowana, po chwili zwraca uwagę na weneckie lustro, przygląda się Terapeutce, podchodzi do lustra, puka w nie, Terapeutka nie reaguje, bo lustro jest dźwiękoszczelne. Próbuje się z Terapeutką skomunikować, nawołuje machając rękami Halooo! Uhuuuuu! Podchodzi do szpitalnego łóżka, odkrywa, że jest puste, przygląda mu się. Marcel! Maaaaarecel!!!
Na scenę również prawą zakrystią wchodzi Marcel ubrany zwyczajnie, niesie dwa taborety, w zębach trzyma paczkę papierosów, przez ramię przewieszoną ma wielką, przepastną torebkę Weroniki. No jesteś, dobrze. Rozkładaj krzesła, szybciej.

Marcel: wyluzowany Spokojnie, nie ma pospiechu, mamy dużo czasu. Siadaj. Siadają koło siebie, zapalają papierosa i przyglądają się Terapeutce, która zmęczona obijaniem się o ściany leży, łkając. Patrz, płacze.

Weronika: z zadumą w głosie No płacze, i co teraz? czemu płacze?

Marcel: Nie wiem, może jest głodna...

Weronika: Głodna? No nie wiem...

Marcel: Wiem, że nie wiesz, bo ty nigdy nie jesteś głodna. Nie wiesz, co to jest głód, nie masz takich odczuć fizycznych, ty się winem i papierosami żywisz...

Weronika: No tak. Ale ty mi mądralo nie zarzucaj tutaj braku empatii.

Marcel: Sory. widziałaś to łóżko? Puste? Czyż nie wygląda ono jak scena biblijna, w której niewiasty zastały grób pański pustym?

Weronika: Nie bluźnij.

Marcel: sory.

Weronika: To może faktycznie idź i rzuć jej coś do jedzenia.

Marcel: Myślisz?

Weronika: No...

Marcel: Ale co?

Weronika: Nie wiem, mamy coś na zapleczu?

Marcel: Przecież jesteśmy na zapleczu.

Weronika: Aaa no tak, faktycznie. To masz coś do jedzenia dla niej?

Marcel: Nie, a ty masz?

Weronika: Pffff, nie mam, niby skąd miałabym mieć.

Marcel: No nie wiem, no to co teraz? Co robimy?

Weronika: Nie mam pojęcia. A ty masz jakiś pomysł?

Terapeutka zaczyna się szamotać

Marcel: Patrz, patrz, poruszyła się.

Weronika: No widzę, widzę, ty, no faktycznie, poruszyła się. Tak się ludzie poruszają, jak są głodni?

Marcel: Nie wiem, może... A co byśmy jej mogli dać?

Weronika: Nie mam pojęcia. pauza Hmmmm, poczekaj mam pomysł.

Marcel: Tak?

Weronika: Tak, ostatnio widziałam na ulicy kobietę, która kupowała takie coś, poczekaj, zaraz to znajdę, gdzieś to tutaj mam... szuka w przepastnej torebce, którą Marcel położył na podłodze obok taboretu. Kupiła to na straganie a potem to jadła, idąc. Kupiłam jedno i wrzuciłam to do torebki tak, na wszelki wypadek, jakbym kiedyś zgłodniała. szuka, nie może znaleźć, poszukiwania się przedłużają, Marcel okazuje zniecierpliwienie zapalając ostentacyjnie kolejnego papierosa. Nie mogę znaleźć, nic nie widzę przez te ciemne okulary. Weronika wysypuje na podłogę całą zawartość torebki, którą stanowią pistolet i kilka nabojów, szkarłatna szminka do pisania nią na lustrze, butelka wódki - pusta, paczuszki z kokainą lub amfetaminą, żywy kot, który natychmiast przebiega przez scenę głośno miaucząc, granat, kilka tomów "W poszukiwaniu straconego czasu" Marcela Prousta i banan. O! Jest, znalazłam. Bierze banana do ręki i ogląda. Wiesz co to jest?

Marcel: Wiem, Weroniko, to jest banan.

Weronika: Nadaje się?

Marcel: Chyba tak, nie mamy nic lepszego.

Weronika: To idź, daj jej, podrzuć jakoś...

Marcel wychodzi prawą zakrystią. Po chwili widzimy, jak banan ląduje tuż obok Terapeutki z jej sali za weneckim lustrem. Marcel wraca, siada na swoim miejscu i oboje z wielkim zainteresowaniem przyglądają się temu, co rozgrywa się po drugiej stronie weneckiego lustra. Terapeutka pełznąc zbliża się do banana i próbuje obrać go ze skórki bez pomocy rąk, które ma skrępowane kaftanem.

Weronika: Patrz, obiera, tak jak ta kobieta na ulicy, chyba faktycznie była głodna....

Marcel: Chyba tak...

scena przyglądania się Terapeutce, która nieudolnie próbuje obrać i zjeść banana trwa jeszcze kilka minut. Kurtyna.

No comments:

Post a Comment